Informujemy, iż nasz sklep internetowy wykorzystuje technologię plików cookies a jednocześnie nie zbiera w sposób automatyczny żadnych informacji, z wyjątkiem informacji zawartych w tych plikach (tzw. „ciasteczkach”).

zamknij

Recenzja skarpet biegowych Compress Trail

 

“Słońce mocno przypieka. Jego światło odbija się od lodowca i refleksami strzela prosto w oczy. Wokół mnie wibruje dużo ludzi. Część z nich siedzi wprost na asfalcie. Ci siedzący są bardzo cisi. Ktoś tam poprawia buta, inny pisze coś na telefonie. Jeden smagły chłopak kręci się jak derwisz z kamerką w ręce. Trochę dalej, oddzieleni barierkami stoją inni ludzie. Uśmiechnięci, machają do siedzących, pokazują palcami w górę. Linoskoczek nad nami zbliża się do wielkiej konstrukcji z napisem UTMB. Mój wzrok opada niżej. Właśnie do części dla elity wchodzą pojedynczo Jim, Xavier, Courtney, Pau... Są dwadzieścia metrów przede mną i mogę się im dokładnie przyjrzeć. Ikony z obrazów portali biegowych. Witają się ze sobą, do nas machają. Są mniejsi niż myślałem. Byłem przekonany, że chociażby taki Pau ma 250cm wzrostu, a zamiast czapeczki nosi wieniec laurowy, tymczasem na linii startu jest taki sam jak my, inni pretendenci do nagrody - do ukończenia tego biegu.”

…ech, Ultra Trail Du Mont Blanc. Tymi właśnie słowy, dzień po biegu, leżąc w słońcu na macie na polu namiotowym, starałem się utrwalić wrażenia z tego, jak mi się wtedy wydawało, najtrudniejszego i najbardziej oczekiwanego startu w moim życiu.

Gdy teraz czytam tamtą relację, jej słowa wciąż mienią się emocjami. Niepokojem, ekscytacją, ale przede wszystkim radością, że robię coś, co chyba można nazwać spełnianiem marzeń. Rojeń, które motywują nas niejednokrotnie do nadludzkiej, nikomu poza nami niepotrzebnej pracy. 

“Boszszsz, stałem już tutaj tysiące razy. I za każdym razem było dokładnie tak samo. Gdy dziesięć lat temu dobiegałem do mojej pierwszej mety w Piwnicznej, to była ta meta. Również kiedy w 2017 pierwszy raz ruszałem na setkę. Miesiąc temu biegnąc treningowo 85. Codziennie, po pracy, w nocy, w deszczu, śniegu, upale – codziennie, zamykając drzwi domu stawałem w tym miejscu i rozpoczynałem bieg o nazwie Ultra Trail du Mont Blanc.”

 

Pamiętam, start przesunięty został z powodu pandemii na rok 2021. Piękna przygoda. Od tamtej chwili coś jednak zaczęło się psuć. Chociaż wtedy nic jeszcze tego nie zapowiadało.

“Klaszczemy. Klaszczemy, coraz szybciej. Tym razem dla nas samych. Jesteśmy przecież tutaj, by również uczcić góry, radość życia i niezłomność ludzkiego ducha.

Gdy rozbrzmiewa muzyka Vangelis „Conquest of paradise”, udziela mi się podniosła atmosfera startu. Tyle lat treningów, tyle przygotowań, skoncentrowanych w tej jednej chwili. Pozwalam sobie odpłynąć na chwilę i czuję łzy pod powiekami. Jeżeli kiedyś dobiegnę do mety, być może wzruszę się jeszcze raz.

Ruszamy. Wokół ogłuszający hałas dopingu. Każdy z nas czuje się wyjątkowo. I tak przez całe Chamonix. Ale co tam! Dalej. Jak się później okaże „Allez, Allez Tommass” będzie mi towarzyszyć w dzień i w nocy. Na szczytach i w dolinach.”

Kolejne dwa lata wypełniły moją głowę zniechęceniem, rozpaczą i brakiem wiary, że kiedyś jeszcze wrócę do prawdziwego biegania. Wciąż desperacko walczyłem ze swoim organizmem, by wyjść na trening, zagryzałem zęby i łykałem przeciwbólowe tabletki, by stanąć na starcie kolejnego biegu. Na metę docierałem jednak wyłącznie w całości. 

A to i tak było dużo. 

Szereg badań nie przyniósł odpowiedzi, dlaczego nie mogę się wyprostować, dlaczego przez kolejne miesiące jest coraz gorzej. Mimo to wystartowałem w Ultra Trail Małopolska na dystansie 250 kilometrów. Postanowiłem, że ukończę ten, jak mi się wydaje, najtrudniejszy bieg w Polsce, a potem… niech się dzieje co chce. Chciałem się przekonać, czy w moim organizmie zawiodło już wszystko, czy jednak, w tak ekstremalnym wysiłku zdołam skrzesać jeszcze w sobie jakąś ukrytą iskrę woli.

Postawiłem wszystko na jedną kartę.

Tym razem nie było na starcie klaskania, łez, linoskoczków i gwiazd. Staliśmy pod przenośnym namiotem. Czterdziestka anonimowych, dziwnych ludzi, którzy na okrzyk “start” ruszyli truchtem przez żwirowe klepisko tartaku w koleiny grząskiej dróżki…

Pewnie się domyślacie, że skoro piszę, to znaczy, że wydarzyło się wtedy coś przełomowego. Że coś zaskoczyło. Że nastąpił cud. 

Nie. Nic z tych rzeczy.

Albo inaczej. Cud się wydarzył. Rozpoczął się na tym właśnie biegu i doprowadził do tego, że po dwóch mrocznych latach wracam do prawdziwego biegania ultra.

I do pisania o bieganiu. 

I nie będę ukrywał, że w dalszej części tekstu znajdziecie coś, co obecnie nazywa się “lokowaniem produktu”. Uprzedzam o tym uczciwie. Jesteś na stronie Attiq i moje artykuły, które znajdziecie na tej stronie  koncentrować się będą na opisywaniu testowanych przeze mnie produktów firmy Attiq. Myślę jednak, że oprócz rzetelnych i obiektywnych testów znajdziecie tutaj również wiele tipów, pomysłów i treści, które was zainteresują. 

Ale wracam do tematu.

Biegi, które projektowane są w ten sposób, by pretendować o zaszczytne miano imprezy, o jak najmniejszej ilości finisherów, mają to do siebie, że na długo przed dniem startu całymi garściami wpychają kłęby wątpliwości pod powieki. Drażnią i powodują, że budzisz się nad ranem i myślisz, co może pójść nie tak. I wiedz, że im trudniejszy bieg, tym większą pewność powinieneś mieć, że wszystko, co może się spierdolić na pewno się spierdoli. 

Żachnąłeś się? Proszę cię! Nie bawmy się w eufemizmy! Kto w biegach ultra ich używa, zazwyczaj nie dociera do mety. Jeżeli przed, trakcie i po nie jesteś okrutnie szczery sam ze sobą, bieg cię zmiecie. I każdy kolejny też.

Powtarzam więc, należy założyć, że wszystko zawiedzie, że wszystko się spierdoli. Wciąż starałem się zakładać najgorsze. I tylko dlatego jeszcze nie mam deenefa.

Już kiedyś biegłem ten dystans UTM. Czy mnie to uspokoiło? Wprost przeciwnie.

Bałem się, że zgubię trasę. I faktycznie zgubiłem. Ale przygotowałem sobie dwa urządzenia z trackiem i wcześniej uzgodniłem z moim supporterem w jaki sposób szybko sprawdzi, gdzie jestem i jak długi odcinek muszę wrócić.

Bałem się, że osłabnę z głodu, chłodu i braku snu. Tym razem pamiętałem, że z trzydziestu na plusie, w nocy temperatura może spaść do minus pięciu i zawczasu na przepadku przebrałem się w cieplejsze ciuchy. Pamiętałem też, że mój organizm nie da rady funkcjonować ponad pięćdziesiąt godzin na samych żelach i na jedynych osiemnastu minutach snu. Dałem mu tego snu dwa razy po pół godziny. Dzięki temu uniknąłem halucynacji.

Bałem się bólu. I on faktycznie przyszedł, chociaż dużo później niż się spodziewałem. Ostatnie sto kilometrów przekuśtykałem krzywiąc się i pojękując. Wściekłem się na niego, wypierałem go. Miałem naprawdę dużo czasu, by rozłożyć go na czynniki pierwsze, a potem poskładać od nowa i w końcu zaakceptować go i schować gdzieś głęboko w fałdy kory mózgowej. Tam trwał, drzemał, wiercąc się tylko od czasu do czasu.

Oczywiście bałem się też pogody. Podczas wcześniejszego startu upał, burze, nocne przymrozki wypłukały mnie z jakiejkolwiek woli walki, dlatego postanowiłem się przygotować dużo wcześniej. 

Kluczowym było zadbanie o stopy. No bo to one dostają największy wpierdol podczas zmiennej pogody. Jeśli chodzi o buty postanowiłem nie eksperymentować. Wybrałem buty na grubej podeszwie, w których miałem zrobione 200km. W sam raz tyle, by się ułożyły do nogi, a nie straciły nic z amortyzacji. Jeśli chodzi o skórę postanowiłem wypróbować krem, który polecił mi kiedyś znajomy na biegu. Należy ją przez dwadzieścia dni wcierać w stopy. Rzekomo zapobiega otarciom i ognieceniom. Wcierałem więc, a co! Mimo to przed samym startem całe stopy, przestrzenie pomiędzy palcami wysmarowałem grubo sudocremem. Zanim to zrobiłem, obciąłem najmniejsze nierówności paznokci i okleiłem kostki nierozciągliwym plastrem. 

Może kiedyś opiszę, jak to robić, bo patent ten od wielu lat skutecznie pomaga mi uniknąć skręcenia kostki. Szczególnie w takim terenie, jak dzikie, pełne luźnych kamieni i korzeni zbiegi Beskidu Wyspowego. Na grubo wysmarowane sudo stopy ostrożnie nawinąłem skarpety Attiq Compress Trail. Nawinąłem, nie naciągnąłem, żeby nie ściągnąć warstwy kremu. Sięgają one sporo ponad kostkę i podobno ich kompresja ma wspomagać krążenie krwi (przez co lepiej dotleniać mięśnie) i ułatwiać regenerację. 

Być może. 

Według mnie pożytki z regeneracji kompresją zauważalne są jednak dopiero wtedy, gdy nosisz ją po treningu albo zawodach. Ja moich skarpetek używam wyłącznie do biegania, bo mi ich najzwyczajniej w świecie żal, na bezproduktywne cioranie. Jestem bowiem przedstawicielem tej kasty biegaczy, którzy cerują i kleją speedgoaty, zamiast kupować co trzy miesiące nową parę.

 Tak, tak, dobrze kombinujecie - nie założyłem nie przetestowanych wcześniej skarpet na UTM250. W Compress Trail biegałem jeszcze za czasów Ultra Trail Du Mont Blanc i używam ich na każdym treningu. Oczywiście nie tych samych. Żadne skarpetki nie wytrzymają wieloletniego użytkowania, nie łudźcie się! Przy moich 4  tysiącach km w poziomie i 150 km w pionie rocznie, dwie pary (na zmianę) spokojnie dają radę na ponad dwa lata. Jak na razie na jednej - prawej, zauważyłem niewielkie przetarcie na pięcie na wysokości achillesa. Poważniejszą dziurę widzę też na wewnętrznej kostce. Prawdopodobnie jest ona skutkiem obijania podeszwą lewego buta o to miejsce. Jeżeli jednak chodzi o część skarpety znajdującą się w bucie, jak to mówią policjanci: nie ujawniłem żadnych przetarć i dziur. W innych skarpetkach zazwyczaj ścierałem przodostopie, w Compress Trail jest ok. I wcale nie twierdzę, że to jest zasługa wyłącznie samych skarpet. Być może robotę robią też inne typy butów, których używam. A może nie. 

Compress Trail faktycznie ściśle przylega, co daje wrażenie lekkiego unoszenia podbica śródstopia. I tutaj ważna uwaga: mam stosunkowo wąską stopę (speedgoaty mnie nie cisną), dlatego zawsze dokładnie naciągam skarpetę na palce. W tym miejscu jest dość szeroka i przy pośpiesznym wpychaniu nogi do buta może się podwinąć. 

Inną ważną kwestią jest fakt, że jeżeli jesteś na pograniczu rozmiarówki, weź te mniejsze. Attiq Compress Trail oferowana jest w dwóch rozmiarach: 37-41 i 42-46. Przy mojej stopie długości 267mm mniejsza rozmiarówka jest… ociupinkę za długa.

Wracając jednak do tematu startu w UTM250. Tym razem nie lało. Było gorąco i czułem, że nogi mi się pocą. Trasa wielokrotnie przebiegała przez leśne, błotniste rozjeżdżone traktorami drogi i nie dało się uniknąć przemoczenia butów. Mimo to przez prawie 58 godzin biegu, nie zdjąłem butów. Stopy nie bolały, więc po co kombinować i zmieniać obuwie. Tym bardziej, że bywa tak, że po zdjęciu butów i skarpet okazuje się, że sam wygląd stóp ściąga zawodników z trasy. 

Czy to znaczy, że moje nogi wcale nie odczuły dwóch i pół dnia brodzenia w błocie i deptania ostrych kamieni? Oczywiście, że odczuły! Gdy po zawodach ściągnąłem skarpetki, moim oczom ukazały się majestatyczne bąble po bokach palców. Podejrzewam, że podczas obkurczenia się zmacerowanej, mokrej skóry na wierzch wyszły ostre krawędzie paznokci, które ugniatały inne palce. Po sudo oczywiście nie pozostało nawet wspomnienie. I być może to jest tip dla mnie, by jednak przynajmniej raz na dobę uzupełnić warstwę kremu. 

Co mnie jednak ucieszyło - spody stóp pozostały nienaruszone. Być może jest to zasługą owych wypustek na materiale, które wedle producenta mają zapewnić przepływ powietrza między stopą a butem. A może jest to efekt samej grubości skarpety. Może  zasznurowanie butów z odpowiednim wyczuciem. A może wszystko naraz. Zresztą, co tu dużo pisać - dorzucam dwie fotki: moje bąble na palcach i stopy Jiri`ego Hejkrlika. Porównajcie sobie.

Nie polecam jednak zakupu tych skarpet na sam bieg. Ani żadnych innych ;) . Kupcie je co najmniej trzy miesiące wcześniej. Poużywajcie, a przede wszystkim wypierzcie je co najmniej kilka razy. Najlepiej ręcznie w wodzie z delikatnym detergentem w temperaturze poniżej czterdziestu stopni. Każde skarpety (no może poza tymi waterproof z membraną wewnątrz) zyskują swoje pełne właściwości dopiero, gdy nabiorą miękkości, której nie mają tuż po opuszczeniu fabryki. 

Czy rozwiązanie konstrukcji Attiq Compress Trial jest przełomowe? Po co? Jest skuteczne. Na rynku można znaleźć podobny typ skarpet produkowany przez pewną szwajcarską firmę specjalizującą się w odzieży kompresyjnej. Te szwajcarskie są jednak prawie dwukrotnie droższe. Czy dwukrotnie lepsze nie wiem, nie sprawdzałem.

Tak, czy siak. Opisywane zawody zapoczątkowały mój powrót do biegania ultra. W chwili, gdy już prawie straciłem nadzieję. 

Wiele się zmieniło i pewnie kiedyś opiszę, jak niewiele trzeba było, by mój organizm znowu trafił na właściwe tory i powoli, z mozołem rozpędza się. Cieszę się z tego, jak cholera. Tym bardziej, że często bywa tak, iż nawet czołowi biegacze po kontuzji i spowodowanej nią biegowej depresji nigdy nie wracają do sportu.


Autor: Tomek Moskalik - biegacz, wspinacz, narciarz, rowerarz, hafciarz (poprutych butów).

Biegałem po górach zanim dowiedziałem się, że można tym wzbudzać zachwyt płci przeciwnej, oraz irytować zasapanych turystów płci tożsamej - czyli od urodzenia w Pieninach prawie pół wieku temu. Gdy w końcu nabrałem świadomości, jaką moc lanserską ma trail, okazało się, że za późno, że są lepsi i młodsi. Pewnie, że w między czasie coś tam przebiegłem. Jakieś uteemby, lavareda, tedeesy, transgrankanaryje, granie Tatr, czy inne rzeźniki, ultrajanosiki, w których nawet jakoś się udało parę razy stanąć na podium. "Ba cas leci" - jak to godoł swok Michoł (piyrsy cieśla we wsi) siedząc okrakiem na kalenicy kościoła i obserwując przez śkło butelki burzowe chmury, lecące łod Tater prościutko na rozgrzebaną robotę. I mioł świyntom racje. Tak, moi drodzy, czas leci i z przygód pozostało mi tylko gadanie i długie biegi, podczas których lubię się do kogoś przyczepić i opowiadać mu o moich górach, pasterskich czarach, zbójnickich skarbach, a czasem, jak przystało na gawędziarza, bzdurach, które na poczekaniu wymyślam. 

Jak widać, uwielbiam konstruować niezmiernie długie, wielokrotnie złożone zdania (to skutecznie opóźnia otępienie starcze) i od czasu do czasu ułożyć z nich jakieś pierwopisy, które kiedyś zbiorę i wydam. 

Lecz przede wszystkim, jak przystało na ultrasa, staram się zwiększać dystans do siebie i skracać dystans do innych

 
Opublikowany w: Recenzje
Blog navigation

Najnowsze posty

Jakie ubrania do biegania wybrać? Poznaj porady sportowców ATTIQ Team
Jakie ubrania do biegania wybrać? Poznaj porady sportowców ATTIQ Team

Często (oj, często) przychodzicie z pytaniem, jakie ubrania do biegania wybrać?. I często (oj, często) odpowiadamy...

Czytaj więcej
Wełna merino – właściwości, czym jest najpopularniejszy ostatnio materiał?
Wełna merino – właściwości, czym jest najpopularniejszy ostatnio materiał?

Czym jest wełna merino?  Wyjaśnienie zaczniemy od historii. Przypomnijcie sobie wycieczki górskie z dzieciństwa:...

Czytaj więcej
Bieganie zimą – w czym biegać gdy warunki nie sprzyjają?
Bieganie zimą – w czym biegać gdy warunki nie sprzyjają?

Umówmy się — bieganie w pierwszym i trzecim kwartale roku nie należy do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych —...

Czytaj więcej
Recenzja skarpet biegowych Compress Trail
Recenzja skarpet biegowych Compress Trail

Ultra Trail Du Mont Blanc. Tymi właśnie słowy, dzień po biegu, leżąc w słońcu na macie na polu namiotowym, starałem...

Czytaj więcej
Recenzja koszulek Merino Denali
Recenzja koszulek Merino Denali

Podobne cechy mają współczesne tkaniny z udziałem wełny owczej i tak też jest w przypadku koszulki Attiq o nazwie...

Czytaj więcej